poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 4 "przyjaciółka"

Drzwi powoli się otworzyły a Fleur nadal stała jak sparaliżowana. Wydawało jej się jakby mijały minuty, godziny, a tak naprawdę trwało to tylko ułamek sekundy. W progu stanęło dziwne stworzenie. Fleur odetchnęła z ulgą wpatrując się krzywo w skrzata domowego.
-Coś ty za je-eedn-a - wyjąkał - zara-zz zawołam moją Panią. Nie wolno tak...
- Błagam nie - jęknęła Fleur- Nie wołaj jej!
      Ale było już za późno skrzat wybiegł na korytarz nawołując Susan i pozostawiając Fleur samą. Zdesperowana chciała jak najszybciej uciec, więc obróciła się do obrazu, lecz był on pusty. Dziadek zniknął i nie miała jak dostać się do tunelu. Minuty leciały nieubłaganie i w każdej chwili skrzat mógł powrócić przyprowadzając swoją Panią. Fleur ciągnęła za ramę, uderzała w nią szukała może jakiegoś przycisku, którym mogłaby otworzyć tunel, lecz to wszystko na marne. Nagle usłyszała kroki. Wiedziała, że już po niej!
Jak mogła tak dać się wrobić, jak mogła być taka głupia!
- Potworku, ale o co chodzi? - doszedł ją głos Susan
- Moja Pani tu, to tutaj, jakaś dziewczyna...
- Dziewczyna? Ale kto? Skąd miała by się tu jakaś wziąć?
- Niech Pani spojrzy - wskazał na zamknięte drzwi komórki - tam się ukrywa...
      Fleur modliła się w duchu, by Susan uznała, że Potworkowi coś się przewidziało, ale niestety skrzat był nieustępliwy i zaciągną swoją Panią pod same drzwi.
- No i gdzie ta dziewczyna? - pisnęła trochę zdenerwowana już Susan
- Tu za tymi drzwiami moja Pani... TU!
      Drzwi ponownie się otworzyły, lecz teraz z hukiem uderzyły o ścianę zwalając biedną Fleur z nóg. Susan, aż pisnęła z przerażenia a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Co ty tutaj robisz?! - wrzasnęła przez łzy
- Ja...Eeee...-jęknęła ale poza tym żadne słowo nie było wstanie wydostać się z jej ust - bo...Eee..
- Co-tutaj-robisz?! - powtórzyła, lecz teraz jej głos był już nieco spokojniejszy.
- Ja przepraszam...Eee zabłądziłam...i...
- Zabłądziłaś przypadkiem do mojego domu?
- No..tak.. to znaczy Nie! - Fleur plątała się w słowach.
      Kompletnie nie wiedział co ma robić gdy nagle ze schodów dobiegł męski głos.
- Susan! Córciu gdzie jesteś?
      Przestraszona dziewczyna szybko zatrzasnęła drzwi i zgasiła światło w komórce. Gdy kroki zaczęły się zbliżać położyła sobie palec na usta dając znak, ze muszą być teraz cicho.
- Słyszałem jakieś krzyki. Coś się stało? Czemu płaczesz?
- Nie tato wszytko w porządku - Susan wystawiła głowę zza drzwi. - To tylko Potworek.
- Ah... Dobrze - odparł mężczyzna - A czemu się tam ukrywasz?
- Eee...Potworek tu trochę nabałaganił i muszę po nim posprzątać.
- Potworek nabałaganił, ale to skrzat domowy - wciąż dociekał Pan Evans - sam przecież może po sobie posprzątać.
- No tak...- ciągnęła Susan - ale ja postanowiła, że mu pomogę!
- No niech ci będzie...Ale jak już posprzątasz to zejdź proszę na dół na śniadanie.
- Dobrze tato.
      Zamknęła drzwi i oparła się o nie, a na jej twarzy wyraźnie odmalowała się ulga. Zerknęła z góry na siedzącą na podłodze Fleur i nawet lekko się uśmiechnęła.
- Ty też tak masz? - spytała niespodziewanie.
- Ale co? - odparła zaskoczona Fleur.
- No z tatą, że tak o wszystko wypytuję i się "niby" troszczy?
- No chyba tak...ale dlaczego "niby"?
      Susan westchnęła, a w jej oczach ponownie zagościły łzy.
- Są pewne sprawy, o których mówi, że to dla mojego dobra, ale tak naprawdę tak nie jest. A przynajmniej ja tego dobra nie odczuwam.
- Co masz na myśli? - Fleur widocznie zaciekawiło to co mówiła Susan.
- No na przykład to, że nigdy nie wypuszcza mnie z domu. Te wszystkie zdjęcia w "Czarownicy", "Magicznym kociołku Gwiazd" czy też "Proroku Codziennym" to tylko taka atrapa. Raz na jakiś czas zabiera  mnie na miasto z jednym dziennikarzem i paroma aurorami, potem robi zdjęcia i zaraz wracamy do domu...
-Ale przecież wtedy na Pokątnej - Fleur wspomniała jeden z jej niezbyt udanych dni, w którym poznała Susan. - wtedy byłaś z Charliem. Bez żadnej ochrony.
- Tak ci się tylko wydawało - skrzywiła się - Wokół nas roiło się od aurorów. A poza tym najczęściej zamiast mnie na różne spotkania jeździ któraś z wyszkolonych dziewczyn z służby mojego ojca. Biorą eliksir z moim włosem i jadą. Specjalnie gdy byłam mała zajmowały się mną by jak najlepiej mnie poznać by nikt nie zauważył, że to nieprawdziwa "Ja" rozmawiam  z dziennikarzami.
- Eliksir? Jaki eliksir?- spytała po raz kolejny Fleur.
      Te osobiste wyznania Susan, bardzo ją zaskoczyły. do tej pory sądziła, że Susan jest rozpuszczoną nastolatką nie wartą uwagi, lecz jak się okazało jej życie było dość interesujące, lecz także stawało się przez to koszmarem.
- Och no tak ty chyba jesteś z mugolskiej rodziny...
- Nie nie jestem - skrzywiła się Fleur, ostatnio trochę poczytała jak czarodzieje traktują mugoli i wolała się nie narażać.- Jestem czystej krwi.
     Susan uniosła brew i przez chwile się nad czymś zastanawiała, ale po chwili znów się odezwała.
- Eliksir Wielosokowy. Nie wiem czy coś ci to mówi, ale nie o tym teraz mowa. Jak to możliwe, że jesteś czystej krwi i nie znasz eliksirów. Ja sama jetem półkrwi...-zakryła ręka usta jakby wypowiedziała coś zakazanego.- Ale błagam nikomu nie mów.. To by była plama na honorze rodziny; Jak tata powiada - dodała ze śmiechem.
- Dobrze nikomu nie powiem - również uśmiechnęła się Fleur- Bo widzisz moi rodzice...
      I opowiedział o wszystkim. O tym jak przyszedł do niej list i jaka była zaskoczona gdy dowiedziała się o różdżkach, miotłach i magii. Przez tę godzinę rozmowy dziewczyny wyraźnie zapomniały o urazach jakie do siebie żywiły, nawet można by powiedzieć, że bardzo się do siebie zbliżyły.
- O nie! -w pewnym momencie wykrzyknęła Susan - Przecież dziś 1 wrześnie!
      Faktycznie obie zupełnie zapomniały, że dzisiaj nadszedł dzień wyjazdu do nowej szkoły. Obie zerwały się z miejsca.
- Jak mam wrócić? - Fleur spojrzała na ciągle pusty obraz.
- A jak tu przyszłaś?
- Za obrazem był tunel..i on prowadził do mojej piwnicy...
- Eh poczekaj chwilkę.
      Susan wyszła z pokoiku i zniknęła w ciemnym korytarzu. Po chwili wróciła z dziwnym woreczkiem  w ręku. Kazała Fleur iść zasobom i zaprowadziła ją dużego pomieszczenia. Było bardzo ładnie urządzone w kolorach kremowo- beżowych. Podziwiała piękne wnętrze gdy doszły do obszernego kominka. Był zupełnie inny niż ten w szopie państwa Lacroix. Był duży, odpowiednio ozdobiony złotymi dodatkami i niesamowicie czysty.
- Podróżowałaś siecią Fiuu?
     Fleur ochoczo pokiwała głową. Wreszcie mogła pokazać, że nie jest, aż tak bardzo zacofana w świecie magii. Susan wzięła trochę proszku z ów dziwnego woreczka i sypnęła w płomienie, które od razu przybrały zieloną barwę. Dziewczyny pożegnały się i za chwilę Fleur znów wylądowała na zimnej posadzce piwniczki.
- I jak było? - dziadek siedział znów w swojej ramie.
- Oh! Cudownie! Bardzo ci dziękuję - uśmiechnęła się promiennie, a staruszek odpowiedział jej tym samym.
- No, ale teraz już lepiej biegnij do domu bo jest już po 10, a Express-Hogwart odjeżdża o 11.
      Fleur przerażona wizją, że nie zdąży na pociąg i spędzi kolejny rok w znienawidzonej szkole popędziła co sił w nogach, by jej marzenia się nie zaprzepaściły.



Kolejny rozdział i mam nadzieję, że was wciągnie. Jak zauważyliście nagłówek bloga znów się zmienił. Jest na nim moja główna bohaterka *Fleur* i bohaterka opowiadania (które powinno się już dawno pojawić bo Mionaa już je skończyła. W sensie 1 rozdział .  >.<) Mionyy *Narrin*.  Na razie nie mam zamiaru zmieniać wyglądu bloga, ale miło by było gdybyście wyrazili swoje opinie na jego temat :)

A teraz zmykam czytać "Insygnie Śmierci" :D /~ Lady Vega


3 komentarze:

  1. Jestem zakochana w tym opowiadaniu, masz talent, blog tez jest śliczny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Az trudno sie zatrzymac, zeby dodac komentarz...

    OdpowiedzUsuń

Witam drogich Potterhead i zapraszam do komentowania :)

Obserwatorzy