wtorek, 9 września 2014

Hermionka :D

Hejka!
Dziś tak szybko bo mam mało czasu. Mówiłam już w jednym z postów, że rysuje Lilla Lou\ Top Model. Tak więc dziś chciałam wam pokazać moją pracę wykonaną na jednym z tych właśnie obrysów. Jest to Hermionka, którą wysłałam na konkurs na tej stronce : Lilla Lou Teens
Gdyby ktoś chciał mnie wspomóc to tutaj linka do samej pracy, na którą można oddawać głosy (od 1 do 6 i trzeba mieć założone konto :P) KLIK

Ogólnie z samej pracy
jestem zadowolona jednak sądzę, iż mogłam to zrobić lepiej no ale cóż trudno :D



Chce jeszcze powiedzieć coś do adminki Mionyy, że ma wejść na tego bloga i wreszcie coś na niego wrzucić bo normalnie nie wytrzymam >.<  Niby taka Potterhead a tu proszę :| No, ale mam nadzieję, że w końcu zrozumie, że ona też jest jedną z założycielek bloga i ma obowiązek się na nim udzielać!

Niedługo 3 rozdział a potem 4, ale już pisany przez Mionęę (najprawdopodobniej ) :)
A na razie ja się z wami żegnam i  do zobaczenia ! / Lady Vega

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 2! "Na Pokątną!"

Hej!
Tak na marginesie zacznę od tego, że zmieniłam nazwisko głównej bohaterki (więc także jej rodziców). Jeśli ktoś przeczytał pierwszy rozdział jeszcze za nim je wszędzie pozmieniałam to zauważy tę malutką zmianę z "Dulcis" na "Lacroix" .Oprócz tego jeszcze kilka innych zmian. No ale nie przeciągając dłużej zapraszam do czytania...
   


      Rano Fleur obudziła się w ubraniu. Nawet nie pamiętała kiedy położyła się spać, z poprzedniego wieczoru przypominała sobie tylko tyle, że dostała List...Tak jakiś bardzo dziwny List...Wtedy sobie przypomniała! Hogwart! Dziś miała jechać kupić nowe podręczniki i od września zacząć naukę w zupełnie innej szkole niż ta do której uczęszczała przez pierwsze 6 lat swojego życia. Szkole Magi i Czarodziejstwa. Gdy tylko sobie o tym przypomniała popędziła do łazienki i już za chwilę stała gotowa do wyjścia. Pani Lacroix nigdy nie widziała córki tak szczęśliwej dlatego szybko zawołała męża i zaraz cała rodzinka wyszła z domu. Ojciec Fleur zamkną drzwi i skierował się do małej drewnianej szopki stojącej za domem, którą dziewczynka widziała tam pierwszy raz w życiu.Wcześniej ogród był pusty i stała w nim tylko mała ławka, a teraz szopa nie wiadomo skąd się tam wzięła. Nie zwlekając dłużej poszła z mamą w ślady Pana Lacroixa i teraz stali już wszyscy przed starymi stęchłymi drzwiami. Pan Lacroix wyciągną podłużny patyk, lekko wygięty, z małą metalową rączką do trzymania na końcu. Nie był to jednak zwykły patyk tak jak myślała na początku Fleur, tylko magiczna różdżka.
-Alohomora - mrukną pod nosem, a różdżkę wycelowaną miał w zerdzewiałą dziurkę od klucza.
      Słychać było szczęknięcie zamka i szopa stanęła przed nimi otworem. Powoli przekroczyli próg i zaczęli schodzić krętymi schodami, które przy każdym kroku wydawały z siebie przerażający pisk. Fleur z zaciekawieniem przyglądała się starym przedmiotom gdy już zeszli na sam dół. Większość z nich wyglądała zupełnie zwyczajnie, ale nie które takie jak obrazy trochę mniej. Niby nic dziwnego "Obraz", ale ten, który wisiał na ścianie na przeciwko dziewczynki nie był zwykły. Namalowany był na nim pewien mężczyzna bardzo podobny do jej ojca, i widocznie nie był zadowolony z przybycia gości. Krzyczał na cały głos, i wymachiwał rękami.
- Tato, uspokój się!- pan Lacroix zwrócił się do mężczyzny.
      Obraz ucichł. Fleur spojrzała jeszcze raz na swojego dziadka, który teraz siedział spokojnie w swej ramie widocznie naburmuszony, po czym zaczęła dokładnie badać całą piwniczkę. Po chwili spostrzegła w kącie miotłę. Miała długie równe witki spięte metalowym uściskiem i drewnianą trochę brudną i poprzecieraną rączkę. Po woli zaczęła iść w stronę owego przedmiotu gdy tuż za jej plecami błysnęło zielone światło. Wystraszona obróciła się i zobaczyła mamę wchodzącą w ogromne zielone płomienie kominka. Nim się spostrzegła kominek znów był pusty.
-Chodź skarbie teraz ty - uśmiechnął się do niej tata
-J..aa m.am w t..oo wej..ść?-wyjąkała
-Tak, ale spokojnie nie ma się czego obawiać to sieć Fiuu.
-A co to jest ta sieć Fiuu - spytała normalnym już głosem
- To środek transportu rzecz jasna. Wejdziemy w płomienie po czym znajdziemy się w kominku na ulicy, której nazwę wypowiemy lub o której pomyślimy.
-Aha, no dobrze.
      Pan Lacroix wziął córkę za rękę i już postawił nogę w płomieniach dy ona znów się odezwała:
-A do czego służy to? - spytała wskazując ręką na miotłę
- A..to jest.. - Zawahał się - miotła, miotła do latania
- Do latania? - Fleur wytrzeszczyła oczy - ale...
- Kochanie, nie zakrzątaj sobie głowy lataniem, to zbyt niebezpieczne, a poza tym jesteś za młoda - uciął dyskusję pan Lacroix i wciągną córkę w zielone płomienie.

Fleur czuła się jakby zaraz miała zwrócić swoje pośpiesznie zjedzone śniadanie gdy kominek wciągną ją i po chwili wypluł w jakimś zupełnie innym miejscu. Siedziała otrzepując się z popiołu i kaszląc. Jej tata stał niewzruszony tuż obok, był tylko trochę osmolony ale poza tym wyglądał jak gdyby nigdy nic. Pomógł wstać córce i zaraz wyprowadził ją na ruchliwą ulicę, gdzie czekała na nich pani Lacroix. Wręczyła córce do ręki około 20 złotych monet i bez żadnych wyjaśnień zniknęła w tłumie wraz z mężem.
- Eh...I od czego tu zacząć? - mruknęła do siebie pod nosem po czym wyjęła trochę pognieciony kawałek pergaminu.


Postanowiła najpierw zaopatrzyć się w różdżkę, ale kompletnie nie wiedziała gdzie ma się udać. Po chwili spostrzegła chłopaka stojącego parę metrów dalej i oglądającego swoją różdżkę. Nieśmiałym krokiem zaczęła się do niego zbliżać.
- Przepraszam - zagadnęła gdy znalazła się już dostatecznie blisko. Wtedy zauważyła, że chłopak był wyjątkowo przystojny. Miał kasztanowe włosy i czekoladowe oczy, a jego usta układały się w bardzo czarujący uśmiech. - Gdzie można kupić różdżkę?
- U Ollivandera oczywiście - jego uśmiech całkowicie rozbroił biedną Fleur, która stała teraz wpatrzona w niego nie wiedząc co powiedzieć
-Eee...Ah dziękuję..- wyjąkała po czym zniknęła w tłumie by nie zrobić z siebie jeszcze większej idiotki.
      Biegła uliczką, aż stanęła zdyszana przy jednym ze sklepów. Uradowana odczytała w myślach ogromny napis nad drzwiami "OLLIWANDEROWIE: WYTWÓRCY NAJLEPSZYCH RÓŻDŻEK OD 382 R. PRZED NOWĄ ERĄ". Otworzyła drzwi i znalazła się w malutkim pomieszczeniu pełnym ogromnych szaf zapełnionych małymi pudełeczkami.
- Dzień dobry - zza lady wydobył się cichy męski głos
- Dzień dobry - odpowiedziała Fleur - przyszłam...
-Może ta...-przerwała jej pan Ollivander - Dębowa, włos wili, 11 i pół cala, wystarczająco giętka.
      I podał dziewczynie jedną ze swoich różdżek. Fleur na początku nie wiedziała  co ma zrobić ale, mężczyzna nakierował ją i zaraz machnęła nią roztrzaskując  przy tym wazon stojący na ladzie.
-Nie, nie...- mrukną pan Ollivander - Oh, tak! Ta będzie idealna! Bezowa, włos wili, 14 i 1\2 cala, odpowiednio giętka.
      Fleur chwyciła różdżkę i po chwili poczuła coś dziwnego, jakby wiedziała co ma zrobić. Machnęła nią a wcześniej potłuczony wazon z powrotem znalazł się w jednym kawałku.
- Wyśmienicie! 10 galeonów!
- czego? - spytała dziewczynka
-Galeonów moja droga. rozumiem, że musisz pochodzić z mugolskiej rodziny no cóż masz przy sobie pieniądze?
      Fleur wyjęła z kieszeni garść pobrzękujących złotych monet.
- Odlicz 10
      Gdy różdżka została już zakupiona Fleur z powrotem wyszła na uliczkę. Tak wpatrywała się w swoją nową zdobycz, że nie zauważyła biegnącego z naprzeciw chłopaka. Po chwili nastolatkowie wpadli na siebie i oboje wylądowali  na ziemi.
- Boże! Przepraszam!- krzyknęła dziewczyna, ale chłopak uśmiechną się.
- Nie to ja przepraszam nie patrzyłem na drogę...- Odrzekł.
      Był to ten sam chłopak do którego zagadała gdy szukała sklepu z różdżkami. Teraz gdy mogła mu się bliżej przyjrzeć zauważyła, że na karku ma mały tatuaż (jakiś dziwny znak) i jest dość wysoki. Pomógł jej wstać i teraz stali oboje w niezręcznej ciszy,
- Sorki trochę się śpieszę - mrugną do niej po chwili i pobiegł ulicą.
      Był od niej nie wątpliwie starszy. Miał może 14 lub 15 lat ale to jej nie przeszkadzało. Wiedziała, że i tak nie zwróci na nią nigdy najmniejszej uwagi, ale nie zamierzała się poddać. Nagle z zamyślenia wyrwał ją czyjś głos.
- Cześć. Sprzedaje czekoladowe żaby, chcesz kupić? Mamy promocję trzy za dwa - tym razem była to dziewczyna.
-Eee. Jasne poproszę - Odparła z uśmiechem Fleur- Ale co to?
- Ah to słodycze oczywiście. jeden sykl za sztukę
     Fleur podała nieznajomej galeona i zraz odebrała resztę.
- Jak się nazywasz? -spytała uprzejmie dziewczyna.
- Fleur, Fleur Lacroix a ty?
- May - uśmiechnęła się - jedziesz w tym roku do Hogwartu?
- Tak! Już nie mogę się doczekać a ty?
- Też...Słyszałam, że jedzie też Susan Evans. Wiesz ta córka ministra Evansa, jest w naszym wieku. Bardzo chciałbym ją poznać. Podobno...- Ale Fleur już jej nie słuchała.
      Wpatrzona był jak chłopak który tak jej się spodobał całował właśnie pewną blondynkę... Wzbierała się w niej złość mieszana ze smutkiem gdy nagle znów usłyszała głos May.
-Oh zobacz to ona! - wskazała na tę właśnie dziewczynę, która niszczył marzenia Fleur - Ze swoim chłopakiem. To Charlie Crouch. Teraz idzie do czwartej klasy. Podobno wszystkie dziewczyny zazdroszczą Susan, że z nim chodzi. Jejku jacy oni słodcy...
      Fleur spojrzała na nią z politowaniem, ale wciąż czuła złość. nie zamierzała tak tego zostawić i ruszył pewnym krokiem w stronę całującej się pary...


Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie wam do gustu :) Przepraszam że tak długo nic nie wrzucałam ale nie miałam dostępu do komputera :c No ale ważne, że już jest. Możliwe, że niedługo Mionaa pomoże mi w pisaniu opowiadania, ale to się jeszcze zobaczy. Ja na razie się z wami żegnam i do zobaczenia ! ~  Lady Vega



Obserwatorzy